Czekistowski kręgosłup
Stwierdzenie, iż ktoś jest byłym oficerem służb specjalnych, mówi wprawdzie o człowieku coś, ale bynajmniej nie wszystko
Aleksander Lebiediew to miliarder, właściciel m.in. 20 proc. Aerofłotu i Nacjonalno-Rezerwnowo Banka – jednej z poważniejszych finansowych instytucji Rosji. Człowiek trochę dziwny – parę miesięcy temu potrafił fizycznie zaatakować przed kamerami telewizji oponenta, ale bezsprzecznie odważny. Rok temu, kiedy jeszcze wydawało się, że „suwerenna demokracja" nie budzi w Rosji większego sprzeciwu, powiedział w wywiadzie: „Putin to nie Mugabe, ale może do tego dojść. Dajcie mu tylko 20 lat i będzie tu Zimbabwe".
Od kilku lat finansuje opozycyjną „Nową Gazetę" i budowę pomnika ofiar stalinizmu. Wypuścił do Internetu wideo, na którym wymienia nazwiska oficerów służb specjalnych i banki nieformalnie przez nich kontrolowane. A sam jest... byłym pułkownikiem KGB i FSB. Absolwentem kuźni radzieckiej dyplomacji, moskiewskiego MGIMO, w latach 80. szpiegiem w Anglii (stąd jego znany sentyment do tego kraju). Po opuszczeniu szeregów w roku 1992 zajął się biznesem i już kilka miesięcy później stał na czele poważnej prywatnej instytucji finansowej.
Przykład Lebiediewa wiele mówi. Pokazuje dość typową ścieżkę kariery. Ale też i to, że samo stwierdzenie, iż ktoś jest byłym oficerem służb specjalnych, w obecnej Rosji mówi wprawdzie o człowieku coś, ale bynajmniej nie wszystko.