
Życie z rzucania epitetami
Stefan Niesiołowski nie robi nic. Ani w Sejmie, ani w swoim okręgu wyborczym, ani nawet we własnej partii. Nie jest szanowany nawet przez swoich, ale za to bardzo potrzebny
To wydarzenie mało kto zauważył. Na początku listopada zakończył się proces, który Stefan Niesiołowski wytoczył Zbigniewowi Girzyńskiemu. Poseł PiS miał być sądzony za słowa wypowiedziane w telewizji: – Pan Niesiołowski w 2001 r. aspirował do bycia członkiem Prawa i Sprawiedliwości. Na szczęście władze mojej partii nie przyjęły go wówczas.
Wzgardzony przez PiS
Niesiołowski stwierdził, że przypisywanie mu chęci wstąpienia do partii, którą zwalcza dziś zaciekle, jest absolutnym kłamstwem. Gdy jesienią 2010 r. złożył pozew przeciw Girzyńskiemu, informowały o tym wszystkie media. Np. o tym, że poseł PiS uchyla się od przyjęcia pozwu. Wtedy – jak się zdawało – Niesiołowskiemu zależało na rozgłosie.
Odwrotnie niż później. Proces ograniczył się tylko do jednego posiedzenia sądu. Trwającego około 20 minut. Jako pierwszy głos zabrał prawnik Niesiołowskiego – skądinąd jego własny zięć. I zaproponował wycofanie pozwu, jeśli Girzyński przeprosi jego klienta.
– Odpowiedziałem, że nie było moją intencją obrażenie Niesiołowskiego, ale nie wycofałem się z tego, co powiedziałem. Dodałem, że jeżeli będę mówił o tym w przyszłości, to zawsze powołam się na źródło potwierdzające chęć wstąpienia Niesiołowskiego do PiS – mówi Girzyński. Mimo to adwokat powoda wstał i powiedział, że pozew jest wycofany. Niesiołowski nie odezwał się ani słowem.
Proces mógł przynieść Niesiołowskiemu przykre niespodzianki. Girzyński wezwał na świadków Jarosława Kaczyńskiego, Ludwika Dorna i Kazimierza M. Ujazdowskiego, bo to głównie oni w 2001 r. układali listy PiS. Sąd nie zdążył jednak nikogo przesłuchać.