Wałek oblechu
Najwyższy chyba czas, by miłościwie nam panująca Platforma zakazała wydawania w „tym kraju” książek.
Tak mi się widzi, bo od kilku lat każda książka, po którą się gam, zawiera insynuacje krzywdzące idola narodowego, Lecha W. Dosłownie skórę zdzierają z nieszczęśnika, jak to przewidział wieszcz Słowacki (ten sam , co zapowiadał papieża Polaka) w utworze „Któryś pono pan wielki...": „... A powiedz mi, który Wałęsa się — nie żal mi będzie Jego skóry".
Oto dowód, że nie sięgam wyłącznie po literaturę współczesną flekującą Lecha W. Już za PRL–u pisano o nim trochę. Weźmy takiego Mariana Hemara, który w emigracyjnym tomiku wierszy unosił się nad retorycznymi oraz wiecowymi talentami prezydenta z Gdańska:
„Każda mowa wspaniała! Porywa w każdej mowie. Co za styl, jaki język — Ach, wszystko nim wypowie, Majestatycznie, jędrnie, Dowcipnie i swobodnie — Zawsze, jak mu wypadnie. Zawsze, jak mu wygodnie. Zawsze, jak mu potrzebnie. Zawsze, jak mu się złoży. Ach, mówca nieodparty, Polityk z łaski bożej. Z należytą proporcją Honoru i pamięci, Wszystko wszystkim obieca, Z wszystkiego się wykręci".