Nie od razu autostrady zbudowano
Od lewego
Polską jest trudno rządzić, bo u nas szlachcic na zagrodzie – czytaj Kowalski w swej firmie, a nawet w zarękawkach urzędnika, nie mówiąc już o Sejmie czy partii – równy jest wojewodzie. Każdy, jak może, pokazuje, kim on to nie jest. Stąd mosty, szosy, wiadukty, kładki etc. po wybudowaniu czekają na przecięcie wstęgi nawet i pół roku, a obywatele klną wniebogłosy. Zasada ta obowiązuje nie tylko w budownictwie czy biznesie, lecz także w Sejmie. Premier może na przykład wygłosić exposé, w którym zapowie podniesienie wieku emerytalnego, a miesiąc później czyta w gazecie, że partner na to się nie zgadza.
A dlaczego wziął wobec tego tekę wicepremiera, diabeł jeden wie. Innym razem premier słucha, jak jego zastępca urbi et orbi tłumaczy, że nie można wierzyć w państwowe ubezpieczenia i na starość lepiej polegać na dzieciach, a nie na państwie. Dziś na wyprzódki wszyscy na Wiejskiej kombinują, jak premierowi ściągnąć gacie przez głowę. I gorączkowo myślą: czy to już jest kres Tuska, czy jeszcze sobie porządzi. Czytamy więc o jego zastępcach – następcach i o wcześniejszych wyborach, czyli o końcu Platformy. Ale nic z tych rzeczy, bo Tusk – trzeba przyznać – ma nerwy jak postronki i co mu w facjatę naplują, to wyciera się jak gdyby nigdy nic. Pomimo iż w środku się gotuje, aż para leci, na zewnątrz trzyma fason. I jak tu się dziwić, że scena polityczna trzęsie się jak koci ogon na widok buldoga? Ekspremier Kaczyński jak zwykle powtarza, że źródłem wszelkiego zła jest Tusk, Pawlak zapewnia, że walczy o interesy ludu pracującego miast i wsi, a przede wszystkim kobiet.
Miller zaleca referendum, a przy okazji wyrzucenie Pawlaka z rządu – widać myśli już chłop o miejscu dla siebie, a Palikot opowiada, że kocha ojczyznę i poprze premiera. Aby jednak wilk był syty i owca cała, marszałek Nowicka w imieniu kobiet zapewnia, że oni, palikotczycy, nigdy nie zgodzą się na taką reformę. A premier Tusk biega od partii do partii i klepie jak komu mądremu, że jeśli się z nim nie zgodzą, to będzie krewa. I tak wszyscy w Sejmie prężą się i gną, a skołowany naród nie wie, czy żyje już w domu wariatów, czy to tylko zapowiedź tego, co nastąpi niebawem.
Do prawego
Na szczęście moje pokolenie szybko wymiera. To znaczy, po cichu, bez rozgłosu przenosi się na stałe, jak to się mówi, na tamten świat. Dlaczego to zjawisko, aczkolwiek w skali indywidualnej, samo w sobie smutne – jak każde wkładanie człowieka do grobu – ujęte globalnie, z punktu widzenia pożytków dla rozwoju kraju, jest rzeczą może nie radosną, ale z pewnością pozytywną?
Zacznę od całej złożonej, nie ma co ukrywać, uciążliwej dla państwa, dopóki staruszkowie kurczowo trzymają się życia, problematyki ekonomicznej. Nie dla głupiego widzimisię minister Jacek Rostowski wyraził oficjalnie marzenie, aby nasi obywatele brali emerytury przez możliwie najkrótszy okres. To wyraz najgłębszej troski ministra o finanse państwa. Bez dwóch zdań swoją bezpruderyjną postawą Rostowski spełnia oczekiwania nie tylko Donalda Tuska, ale każdego prawdziwego patrioty. Osobiście jestem dumny z takiego ministra.
Oczywiście emerytury są bardzo zróżnicowane. Na przykład ja, ze względu na niską wydajność produkcyjną w przeszłości, dziś biorę niewielką emeryturę. Są jednak warstwy starszej ludności, które otrzymują emerytury równe pensji miesięcznej dyrektora. Do nich należą sędziowie wyższego szczebla, prokuratorzy apelacyjni i krajowi, no i generałowie.
Niestety z przykrością muszę zauważyć, że prezydent Bronisław Komorowski szasta pieniędzmi państwowymi bez umiaru. Co i rusz zaprasza do Pałacu Prezydenckiego oficerów w galowych mundurach i na pamiątkę spotkania z nimi daje im stopnie generalskie. Nawet wtedy, jeśli niektórzy jegomoście powinni być raczej zdegradowani.
Wiem, że niezbadane są wyroki boskie. Na wszelki wypadek ośmielam się zaproponować, aby w razie czego moją emeryturę przeznaczyć na likwidację szczelin na autostradach, które pod wpływem niskich temperatur, panujących w zimie, zaczęły pękać.