O pustosłowiu noblisty i ośmiu milionach ofiar
Jeśli miałem jeszcze jakieś wątpliwości w niskiej ocenie powieści „Marzenie Celta" mojego skądinąd ulubionego pisarza Maria Vargasa Llosy, to pozbyłem się ich ostatecznie.
Przypomnę, że pierwszoplanową postacią książki uczynił Llosa Rogera Casementa, bohatera ruchu antykolonialnego, prekursora obrony praw człowieka, brytyjskiego dyplomatę, który czując się nacjonalistą irlandzkim, dopuścił się w czasie I wojny światowej kolaboracji z Niemcami, za co zapłacił głową.
Wcześniej jednak zyskał sławę po opublikowaniu swoich raportów z Konga. Został tam wysłany w 1900 r., aby założyć pierwszy brytyjski konsulat. Po drodze zawitał do Brukseli, gdzie przyjęty został przez króla Leopolda I i ugoszczony lunchem. Przez półtorej godziny słuchał królewskich monologów na temat cywilizacyjnego wysiłku czynionego w Kongu. Urok osobisty monarchy w tym przypadku nie zadziałał. Casement zbyt wiele wiedział o rządach Belgów w tym rejonie i terrorze, który pochłonął w sumie 8 mln ofiar.