Sakrament i porada
Jedni wolą spowiedników surowych, inni łagodnych albo z poczuciem humoru. Ale coraz częściej świadomie ich wybieramy – potwierdzają kapłani
To iskra boża, szczególny talent – mówi „Uważam Rze" ks. Jan Sikorski, wieloletni ojciec duchowny warszawskiego seminarium, o księżach, do których chętnie chodzimy się spowiadać. – W seminarium każdy student przygotowuje się do spowiedzi, poznaje elementy psychologii, studiuje teologię moralną, rozeznaje, co jest dobre, a co złe. Potem zdaje egzamin – wylicza ks. Sikorski, ale dodaje, że z nauką spowiadania jest jak ze studiami na Akademii Sztuk Pięknych. – Można je skończyć, znać teorię, wiedzieć, jak mieszać barwy farb, i nie potrafić namalować pięknego obrazu.
Do znakomitych spowiedników należał francuski proboszcz z Ars – św. Jan Maria Vianey. W konfesjonale spędzał większość swojego czasu, a penitenci ciągnęli do niego z całej Francji. Słynął z łagodności, zarzucano mu nawet, że zadaje zbyt lekkie pokuty. Twierdził, że nie chce zniechęcać tych, którzy by się u niego wyspowiadać, pokonali często setki kilometrów. Sam decydował się za nich pokutować. Długie kolejki ustawiały się też do konfesjonału św. o. Pio, choć był znany z surowości. Nieraz karcił, a nawet odsyłał spowiadających od konfesjonału. Nieustannie jednak modlił się za penitentów.