Dopadł mnie reklamowy koszmar
Gdy głowę ma się pełną wiedzy zaczerpniętej z reklamowych spotów, inaczej się patrzy na ludzi z pierwszych stron gazet
Lepiej nie oglądać reklam w telewizji. Nie to, że są głupie, choć są. Poważniejszym problemem jest to, że dowiadujemy się z nich o swoich znajomych takich rzeczy, których nie chcielibyśmy wiedzieć.
Olśniło mnie podczas bloku reklamowego emitowanego w przerwie meczu Polska – Portugalia. Większość reklamówek adresowanych była do facetów mających problemy z erekcją. Miały one ustąpić w efekcie systematycznego spożywania rozmaitych specyfików, przy czym każdy z nich zapewniał, że jest najlepszy. Czynił to zazwyczaj przy pomocy wyzywającej laski tańczącej w wyuzdanym stroju. Nie wiem, jak inni faceci, ale gdyby moja żona gibała się w gorsecie po kuchni, to umarłbym ze śmiechu i namiętny seks raczej nie wchodziłby w grę.
Zostawmy jednak realizm spotów na boku. Ważne i podejrzane jest co innego: liczba środków na potencję. To musi znaczyć, że problem jest powszechny. Ogromna różnorodność prochów przeciwbólowych i święta wojna paracetamolu z ibuprofenem sugerują, że ból głowy oraz przeziębienie to dość częste przypadłości. I faktycznie tak jest. A zatem, kurczę, i facetów mających problemy z „tymi sprawami" jest do licha i ciut, ciut. Porażająca świadomość.