Czołgi czekały na telefon
Opozycja nie miała szans na zwycięstwo, ale Putin wchodzi po tych wyborach na wyjątkowo cienki lód
Zobacz – moskiewska dziennikarka częściowo polskiego pochodzenia szpera w torebce i wyciąga plastikową kartę, podobną do dowodu osobistego. Karta Polaka, z jej imieniem i nazwiskiem.
– Ale jak to, przecież jeszcze w grudniu przysięgałaś, że nigdy o to nie wystąpisz, bo jesteś Rosjanką?!
– No właśnie – wzdycha moja koleżanka. – To było w grudniu.
Nie podjęła decyzji o emigracji, ale chce mieć taką możliwość. A przede wszystkim szuka psychicznej podbudowy dla zdystansowania się od Rosji. W marcu 2012 r. to wśród moskiewskiej inteligencji dość popularna postawa.
Dla kogoś, kto wyjechał z Moskwy pod koniec grudnia, po fali nagłych antyreżimowych demonstracji, uderzająca jest zmiana klimatu. Gdy opuszczałem stolicę Rosji, liberalna inteligencja (do której zaliczam też większość uczestników ulicznych protestów, niebędących dziennikarzami, profesorami czy prawnikami) była zachłyśnięta falą optymizmu. Teraz dominuje wizja przykręcenia przez władzę śruby, zmniejszenia zakresu wolności do poziomu niższego niż panujący w ciągu ostatnich lat. Widać pesymizm i tendencje do wycofania się z polityki, często motywowane w sposób dziwaczny. Przy całym moim sceptycyzmie wobec stereotypów, chciałoby się powiedzieć – charakterystyczny dla Rosjan, z ich tradycyjnym maksymalizmem, rodzącym paradoksalne efekty.