Szaleństwo zupełnie niepojęte
Tolkien konsekwentnie nazywał go kompletnym wariatem. Cóż, znali się, może miał więc rację. Niezależnie jednak od tego, czy i jak był szalony, był też Robert Graves jednym z największych znawców starożytności, jakich nosił świat.
Robert Graves
Król Jezus
Officyna
Słynne „Ja, Klaudiusz" czy „Klaudiusz i Mesalina" to oczywiście tylko powieści, ale już choćby na jego opracowaniu „Mitów greckich" zjadło zęby kilka pokoleń studentów. A po co o tym piszę? Otóż po to, by zwrócić uwagę, że jakkolwiek kontrowersyjną powieścią nie byłby „Król Jezus", nie stworzył jej podrzędny pisarzyna pokroju Dana Browna, lecz jednak autorytet. W dodatku o wyjątkowo sprawnym piórze.
Oto Jezus okazuje się być nie synem bożym, lecz królem w całkiem dosłownym, ziemskim znaczeniu tego słowa – prawowitym następcą tronu, a jednocześnie ofiarą intryg dworskich, które od władzy go odsunęły. Niezbyt to kanoniczne podejście, ale też Graves nie zamierzał przecież tworzyć komentarza do Ewangelii, lecz powieść historyczną, a więc formę z założenia naciągającą fakty, wprowadzającą postaci fikcyjne, generalnie będącą pomieszaniem erudycji i wyobraźni autora. Kiedy się ukazywała w 1946 r., nie praktykowano jeszcze historii alternatywnej. Dziś sięgając po „Króla Jezusa", wystarczy zacząć od pytania „Co by było, gdyby..." i w zasadzie kontrowersje znikają. A w każdym razie nie wydają się na tyle poważne, by książkę zakazywać, co miało miejsce aż do połowy lat 70. m.in. w Portugalii i Irlandii.