W rekwizytorni Kalwasa
Lata mijają, a PRL nijak nie sposób wybić ludziom z głów. Kolejne roczniki weteranów walki i pracy odchodzą na emeryturę, w ich miejsce przychodzą nowe, wciąż jeszcze pełne mocy witalnych – synów pułków, a za nimi wnuków.
Piotr Ibrahim Kalwas
Tarika
JanKa
Ci najstarsi, w zależności od opcji politycznej, hołubili pamięć o żołnierzach wyklętych bądź, zdecydowanie częściej, o niezłomnych stróżach ładu i porządku. Następna generacja roniła łzy przy „katakumbowym" jazzie, a już socjalizmu z ludzką twarzą bronić była gotowa niczym niepodległości. Młodsi w politykę się nie wdają, za to pod językiem przechowują wciąż smak polo-cocty i batonów studenckich. Wybitną postacią wśród tych ostatnich roczników jest Piotr Ibrahim Kalwas .
Dla Kalwasa wszystko było wtedy piękne. Bitki z kartoflami ugotowane przez mamę, płytki PCV na podłodze i lastryko na schodach, aparaty do prześwietlania jaj i ser półtłusty w sklepach nabiałowych, silesie i giewonty do palenia i pasta Lechia do mycia zębów. Z radia przez cały czas ślicznie śpiewali Jerzy Połomski, Anna Jantar i Alibabki. A przemawiał Edward Gierek.