Raczek do sądu? Jak najbardziej!
W pewnym sensie Tomasz Karolak jest nam, widzom, potrzebny. Widzisz jego gębę na plakacie i od razu wiesz: na to nie idziemy
Czy „Kac Wawa" jest dobrym filmem? Nie wiem i prawdopodobnie nigdy się tego nie dowiem. Chyba że kiedyś urządzimy ze znajomymi wieczór komedii śmiesznych inaczej i ktoś przyniesie to dzieło. Taki wieczór wygląda trochę jak kolacja dla palantów znana z francuskiej sztuki pod tym tytułem, tyle że zamiast palantów gości się w domu koszmarne filmy. To zdecydowanie mniej okrutne, a bywa równie zabawne. Jak nie wierzycie, obejrzyjcie sobie „Reich" Władysława Pasikowskiego. Jeżeli nie rozbawią was powiewające w zwolnionym tempie frędzle Baki (a właściwie jego kurtki), to znaczy, żeście cyborgi, nie ludzie.
Nie ma co ukrywać, że nie jestem kinomanem. Kiedyś chodziłem bardzo dużo i może mi się znudziło. Nie bez znaczenia są też inni widzowie. Ci, którzy nie wyłączają komórek albo dowcipnie (jak im się zdaje) komentują ekranowe wydarzenia. Ale najgorsi są pedanci. Kiedyś siedzieliśmy w prawie pustej sali i tuż przed projekcją weszło do niej małżeństwo w średnim wieku. Obejrzeli uważnie bilety, po czym przemierzyli gigantyczne przestrzenie i usiedli przy nas. Mieli jakiś 367 miejsc do wyboru, ale postanowili powalczyć o nasz podłokietnik.