Co dalej z inflacją?
Niestety, trudno liczyć na to, by inflacja w najbliższym czasie znacząco spadła. A to oznacza, że ten specyficzny podatek – podatek inflacyjny – nadal z każdym miesiącem będzie czynił nas coraz biedniejszymi.
O ile biedniejszymi? Łatwo policzyć: w 2007 r. nasze pensje (jeśli nie były podwyższane) i oszczędności (jeśli nie były dobrze ulokowane) straciły 4 proc. swej wartości, w 2008 r. – 3,3 proc., w 2009 – 3,5 proc., w 2010 – 2,6 proc., a w 2011 r. – 4,3 proc. Co daje (procent składany) w sumie, w ciągu ostatnich pięciu lat, aż 16,5 proc.
Pierwsze miesiące bieżącego roku też nie nastrajają w tej mierze optymistycznie. W lutym inflacja w Polsce (4,4 proc. w porównaniu z lutym poprzedniego roku) okazała się jedną z najwyższych w Europie. A to już powód do prawdziwego niepokoju. Tym bardziej że w tak zwanym koszyku inflacyjnym znacząco wzrósł udział żywności, co stało się po raz trzeci w ciągu ostatnich 20 lat. To zaś jest rezultatem wzrostu popytu na podstawowe artykuły, czyli sygnałem ubożenia społeczeństwa.