Okładanie po głowie
Nie lubię seansów pod tytułem: siła złego na jednego. Chce mi się wtedy bronić nawet najgorszego zakapiora
W ostatnim felietonie pisałem, jak to Wojciech Smarzowski potraktował w filmie „Wesele" swego głównego bohatera, Wojnara. Grany znakomicie przez Mariana Dziędziela ten wiejski bogacz kupuje kradzione auto, fałszuje zapis nieżyjącego członka rodziny, zdradza żonę, robi mnóstwo strasznych rzeczy w pijanym widzie.
Czym bardziej twórcy filmu go oskarżają, tym bardziej chce się go bronić. Zwłaszcza że scenarzysta karze go okrutnie. Wojnar traci żonę i córkę (ta ostatnia ucieka z własnego wesela), zostaje pobity i okradziony. Sam Smarzowski jakby odczuwał do niego przewrotną sympatię. Ale wydaje go na łup łatwej dydaktyki: w jego osobie karę ma ponieść pazerne chłopstwo.
Wyroki to w kinie częste. Polsat przypomniał film „Ile waży koń trojański" Juliusza Machulskiego. W zamyśle komedia romantyczna, mająca wykazać – cel zbożny – ileśmy zyskali, odrzucając PRL.