Złote Pawie, gołe Węże
Ani zaklęcia filmowych baronów, ani procesy wytaczane krytykom przez producentów nie przesłonią faktu, że w polskim kinie pieniądze zbyt często są wyrzucane w błoto
Polskie kino od lat próbuje dobić się do europejskiej czołówki. Nieliczne wyjątki (dwa, trzy filmy w sezonie) potwierdzają regułę, jaka towarzyszy nam od 1989 r. – mamy w kinematografii permanentny kryzys.
Naśladownictwo ogranych amerykańskich schematów, błahe scenariusze, nieprawdziwie brzmiące dialogi, silenie się na dowcip, kokietowanie widza fekalnymi żartami i obscenicznymi kadrami, golizna bez uzasadnienia, otwieranie wątków i ich niekończenie, jednowymiarowi bohaterowie, tandetne „zagrywanie się" aktorów, lansowanie bez przerwy tych samych twarzy, epatowanie wulgarnością, alkoholizm jako jedyny sposób pokazania bohaterów „z problemami", brak lekkości i rozmachu, efekty specjalne na poziomie szkolnego kółka informatycznego... – to tylko najbardziej oczywiste przyczyny kiepskiej kondycji naszego kina.