Co dalej z bezrobociem?
Choć w jednych badaniach Platformie i Donaldowi Tuskowi spada, to w innych rośnie. Dzięki wytężonej pracy gabinetu najdłużej nam panującego premiera w lutym stopa bezrobocia wzrosła do 13,5 proc.
To najwyższy poziom od kwietnia 2007 r. Stało się tak, bo pierwsza kadencja Tuska to czas zmarnowanych szans na uwolnienie przedsiębiorców od kagańca zbędnych przepisów ograniczających wolność gospodarczą i tyranii urzędników. Początek drugiej to już totalna klapa. Dlaczego? Bo eksperci przewidują, że osób bez pracy będzie przybywać, choć sezonowo ich liczba może spadać. – Wszystko zależy od pogody – przyznaje Adam Czerniak, ekonomista Kredyt Banku, na łamach „Rz". Warto zadać pytanie, od czego zależą decyzje premiera, gdyż w dobie kryzysu trudno wytłumaczyć działania, które prowadzą do likwidacji miejsc pracy. Przecież nikt nie miał wątpliwości, że wzrost płacy minimalnej i składki rentowej po stronie pracodawców będą miały złe skutki. Pracodawcy w odróżnieniu od rządu bardzo szybko tną rosnące wydatki i zamiast zatrudniać, zwalniają.