Co dalej z bratankami i nami?
Wielki wyjazd na Węgry – tak środowisko „Gazety Polskiej" nazwało wyprawę do Budapesztu, by w dniu narodowego święta naszych bratanków wyrazić im poparcie.
I nazwa nie była na wyrost. Kto chce, niech zobaczy w Internecie nagrania z tej wyprawy. Widok tysięcy Polaków przechodzących ulicami Budapesztu z flagami, sympatyczne okrzyki Węgrów „Polska, Polska!", poruszają i cieszą. Nie jest przesadą stwierdzenie, że każdy historyk relacji polsko-węgierskich będzie musiał o tym w przyszłości wspomnieć. Szkoda tylko, że informacji o tym trzeba szukać w Internecie. Publiczna telewizja w "Wiadomościach" temat pominęła. Podobno 157. dzień debaty obozu władzy o postawieniu liderów opozycji przez Trybunałem Stanu był ważniejszy. Komercyjne stacje też się nie popisały.
Skąd ta niechęć? Z tego samego powodu, który konserwatystów ciągnie na Węgry. Trwa tam próba odnowy państwa, zerwania dolegliwych postkomunistycznych ograniczeń. Stworzenia równych reguł dla wszystkich przedsiębiorców, ukarania, tych którzy kradną, wyrównania szans w mediach. I tak jak na Polskę w latach 2005 – 2007 tak na ekipę Victora Orbána spada lawina. Oskarżeń, kłamstw i manipulacji. Europejski lewicowy establishment wprost niemal mówi Węgrom, że nie mają prawa budować swojego państwa. Zdrowe to mogą być Niemcy, ale już kraje małe i postkomunistyczne muszą godzić się na lokalnych złodziei. A jak nie, to zrobi się z nich faszystów. Skąd my to znamy?