Wilders kontra Polacy
W opiniach portalu GeertaWildersa przybysze z Polski to analfabeci, brudasy, awanturnicy, złodzieje, alkoholicy, którzy pozbawiają Holendrów pracy
Z wyglądu przypomina podstarzałego cheruba o okrągłej, pucułowatej twarzy, okolonej rozjaśnionymi na blond lokami i pewnie sam za takiego się uważa: za obrońcę drzewa życia w ogrodzie holenderskiego Edenu przed muzułmańskimi barbarzyńcami i hołotą z Europy Środkowo-Wschodniej. Nazywa się Geert Wilders. Kim jest ten niderlandzki skandalista, który wstrząsnął światem arabskim, a obecnie trzęsie całą Unią Europejską?
Jeśli oprzeć się na raporcie sporządzonym przed trzema laty na zlecenie holenderskiego MSW, jest „prawicowym radykalistą" i „narodowym demokratą". Zanim odkrył w sobie pasję do ratowania kultury judeochrześcijańskiej przed zgubnymi wpływami islamu, zaś Holandii przed potopem nieokrzesanych obcokrajowców, Wilders pobierał nauki w rzymskokatolickim St. Thomas College. Widać one jednak nie przypadły mu do gustu, bo po osiągnięciu pełnoletności natychmiast wystąpił z Kościoła. Potem studiował prawo, a zawodowo parał się ubezpieczeniami socjalnymi. Uznanie w szeregach prawicowo-liberalnej Partii Ludowej na rzecz Wolności i Demokracji (VVD), dzięki której uzyskał krzesło w holenderskiej Izbie Reprezentantów, zdobył, przygotowując starszym kolegom wystąpienia publiczne. W 2004 r. uznał jednak, że VVD jest dla niego nazbyt liberalna, za ciasna, i postanowił pracować na własne konto: porzucił partię, założył jednoosobową „frakcję" parlamentarną pod nazwą Groep Wilders i nieco później, w 2006 r., Partię Wolności (PVV). Choć w ówczesnych wyborach jego ugrupowanie zdobyło zaledwie 5,9 proc. głosów, rozgłośnia publiczna Nederlandse Omroep Stichting wyróżniła Wildersa tytułem Polityka Roku.