Wyssane z prasy
Mam ego tak wielkie, że nie mieści się w trzech literach – to motyw przewodni przeglądu prasy kolorowej z tego tygodnia. Mimo ogromnej konkurencji udało nam się wyłonić czołówkę celebrytów, których miłość własna jest dla nas najdotkliwsza.
Numer trzy. Nie wiem, czy wszystkie Krzyśki to fajne chłopaki, ale na pewno umieją kręcić dobry PR. Wciąż młodzieńczo trzepiący włosami Ibisz ostatnio został przyćmiony przez Krzycha Rutkowskiego. Najsłynniejszy nadwiślański detektyw w ostatnim „Na żywo" zdobył się na „chwilę szczerości". Bynajmniej nie krótką, za to bogato ilustrowaną. Rutkowski uśmiecha się do nas z kart pisma zza okularów, które bez pudła zdradzają człowieka sukcesu, i bawi skromną pogawędką o tym, jak to pracownicy mówią na niego Robocop, a młoda narzeczona, która nie tak dawno dla niego ściągnęła zakonny habit, umiera z zazdrości, bo Krzysztof to taki lep na kobiety, że od sprośnych SMS-ów aż przegrzewa mu się komórka. Szara, oczywiście.
Miejsce drugie – Piotr Tymochowicz, za klasę i bezpretensjonalność. Ponieważ powszechnie wiadomo, że prawdziwy gentleman więcej robi, niż mówi, zamiast paplać o swoim życiu osobistym, po prostu kupił sobie dwa helikoptery. A potem na łamach „Super Expressu" zrobił sobie z nimi zdjęcia. A co! Czyżby kolejny przytyk do naszych biednych autostrad? To już naprawdę kopanie leżącego, a przynajmniej „kładzionego".
Bezapelacyjnym numerem jeden została jednak Krystyna Mazurówna, była tancerka i obecna jurorka – postać, która parę miesięcy temu wyskoczyła jak, nie przymierzając, pajac z medialnego pudełka i od tej pory nie chce schować się z powrotem. W wywiadzie dla tego samego „SE" opowiada bez ogródek o swoich kolejnych życiowych partnerach. Przez wiele kolumn rozciąga się opowieść o tym, jak to Toeplitz z Gruzą za młodu o nią walczyli, a ona nic, tylko myk-myk i do Mrożka. I kto tu mówi o pokoleniu MTV?
—ns