Brudna, ale bomba
Najgorętszy towar koncertowy wreszcie na płycie! Długo trzeba było na to czekać, ale było warto.
Coś, co kiedyś wydawało się po prostu wysokokaloryczną wersją Rage Against The Machine, w warunkach studyjnych zamienia się w błyskotliwą mieszankę dynamicznego funku i kąśliwego gitarowego grania spod znaku Hendriksa czy Winwooda, które elegancko uwspółcześnia bardzo śpiewne rapowanie Igora Seidera. Ale też jego teksty – precyzyjna gra brzmieniem słów, układających się jakby od niechcenia w dobre, miejskie historyjki. Najważniejsze jednak, że płyta zachowuje największy atut zespołu – czystą, organiczną ekspresję znaną z koncertów.
—wl
Mama Selita
3, 2, 1...!
Aloha Entertainment