Cabernet do św. Augustyna
Potrzebujecie państwo jakiegoś usprawiedliwienia picia?
Że to dla zdrowotności albo że wstyd wina nie pić, skoro to takie eleganckie? Jeśli tak, to mam dla was wymówkę najlepszą z możliwych, bo intelektualną.
W drodze absolutnego wyjątku dziś bowiem nie o winach, ale o książkach. Iainowi Gately'emu znudziły się korporacyjne finanse i od lat zarabia na życie pisaniem o tym, co lubi: piciu i paleniu. 600 stron „Kulturowej historii alkoholu" przekonuje, że o tym pierwszym wie niemal wszystko. Nic dziwnego, skoro udowadnia, że „alkohol jest konstytutywnym elementem kultury Zachodu". Książka pisana jest z perspektywy tego, co na zachód od Niemiec, przemilcza więc nie tylko nasze zasługi, ale i wkład Rosjan zarówno w rozwój sztuki picia, jak i w walki z jego skutkami, niemniej zaręczam, że sięgnąć warto.
Natomiast „Piję, więc jestem" to dzieło absolutnie bez wad, prawdziwa biblia każdego pijaka i intelektualisty. „Książka ta nie jest wprowadzeniem do picia wina, lecz wprowadzeniem do myślenia o piciu wina" – rozpoczyna Scruton tę niezwykle barwną i dowcipną opowieść o niezapomnianych burgundach, zinfandelach, trunkach chilijskich czy rumuńskich. Ten wybitny konserwatywny intelektualista wszędzie był i wszystko pił, ale przede wszystkim o tym rozmyślał.
Dowód? Często zastanawiacie się państwo, jakie wino podać do gęsi, a jakie do pieczeni z grzybami? Scruton doradza, co pić do jakiego filozofa. I tak do „Etyki nikomachejskiej" Arystotelesa poleca kalifornijskie sauvignon blanc, do Akwinaty – sangiovese, a do św. Augustyna marokański cabernet albo chłodne piwo. A „jeżeli już ktoś musi wchłonąć Berkeleya, niech go popije szklanką dziegciu i na tym zakończy".
Roger Scruton „Piję, więc jestem", Aletheia 2011
Iain Gately „Kulturowa historia alkoholu", Aletheia 2011