Znajdźmy sobie inne „a to dopiero”
Mam już szczerze dość ciągłego wycierania gęby imieniem Madzi z Sosnowca
Ręka mi drży, kiedy mam napisać „sprawa Madzi z Sosnowca". Czuję się nie w porządku, wykorzystując imię tej dziewczynki. Ciągle je wspominając, zupełnie zacieramy pamięć o niej. Czynimy z niego element medialnej kalki i robimy z Madzi symbol tego, czego symbolizować nie powinna. A jednak sięgam po tę kalkę, szargam to imię, bo mam ochotę wrzasnąć: dość, dość już „sprawy Madzi z Sosnowca"!
Próbowałem tę sprawę ignorować, bo śmierć dziecka nie jest czymś, co mnie szczególnie pasjonuje. Wydawało mi się, że to dość naturalne podejście. I okazałem się – oczywiście i jak zwykle – kompletnym naiwniakiem. Polacy zapragnęli przeniknąć „sprawę Madzi" do najdrobniejszego atomu, a media – te brukowe, te zwyczajne, a nawet te niby-poważne – gorliwie dogodziły opinii publicznej. Skąd się wzięła ta obsesyjna wręcz potrzeba? Z pragnienia sprawiedliwości? Śmiem wątpić. Raczej z uzależnienia od szokujących bodźców, które pozwalają przeciętnemu człowiekowi wypowiedzieć jego ukochaną frazę: „a to dopiero".