Marzenie o lepszym życiu
Indie - kraj wielkich przywódców choruje na brak lidera. Lekiem na wszystko miał być Rahul Gandhi, ale syn wielkiej politycznej dynastii właśnie poniósł klęskę
Indyjski wzrost gospodarczy spadł poniżej siedmiu procent i nawet premier Manmohan Singh, doświadczony technokrata, który 20 lat temu wprowadził kraj na drogę wolnorynkowych reform, niewiele może na to poradzić. Nie zdołał przeprowadzić ustawy otwierającej indyjski sektor handlowy dla zagranicznych inwestorów. W politycznych przetargach zwyciężyli obrońcy sprzedawców z klasy średniej i rolników, którzy zaopatrują setki tysięcy rodzinnych sklepików. Dla premiera, który miał być symbolem modernizujących się Indii, to kolejna w serii porażek.
80-letni Singh stoi na czele rządu skompromitowanego skandalami korupcyjnymi i jest pod ostrzałem opozycji oraz humorzastych koalicjantów, a co gorsza nie może nawet liczyć na wsparcie własnej partii – Indyjskiego Kongresu Narodowego. Starzejącą się elitę ugrupowania opanowała niemoc, a wpływy szefowej Kongresu Soni Gandhi wyraźnie osłabły. Wdowa po zamordowanym w 1991 r. Rajivie Gandhim od miesięcy cierpi na nieznaną chorobę i rzadziej uczestniczy w życiu politycznym. Choć zdecydowana wygrana w wyborach parlamentarnych w 2009 r. dała jej partii najmocniejszą pozycję od dwóch dekad, przewagi nie udało się wykorzystać. Przede wszystkim ze względu na brak silnego przywództwa. Indyjskiej polityce ton nadają dziś awanturnicy i populiści z partii stanowych, skutecznie hamujący istotne propozycje zmian na szczeblu państwowym.