Państwowi urzędnicy na zleconym
Statystyczny Polak, pokazują badania, najchętniej chciałby pracować na państwowej posadzie. Trudno się dziwić, niestety
Oficjalne dane o liczbie urzędników to fikcja" – ogłosił wyniki swego dziennikarskiego śledztwa „Dziennik Gazeta Prawna". „Ludzi zatrudnionych w administracji państwowej może być dwukrotnie więcej, niż podają statystyki". A statystyki, przypomnijmy, podają, że jest ich w chwili obecnej pół miliona (co oznacza, nigdy nie dość przypominania, wzrost o około dwie trzecie w stosunku do rządów PiS).
Jak gazeta doszła do tych wniosków? Sprawdzając 65 losowo wybranych urzędów, zwłaszcza tych ministerialnych, wojewódzkich i marszałkowskich. Okazało się, że wszędzie tam oprócz licznych pracowników etatowych zatrudnia się niemalże drugie tyle na zleceniach. W mediach przyjęło się ostatnio umowy o zleceniu pracy nazywać „śmieciowymi", ale te urzędnicze nie zasługują wcale na tak postponującą je nazwę. Przeciwnie, zarabia się na nich nawet lepiej niż na etatach. Dlatego też nikt wcześniej, o ile mi wiadomo, tego kolejnego rozmnożenia urzędników nie zauważył. „Śmieciowi" pracownicy urzędów nie chodzą się żalić na swój los do gazet, przeciwnie – są swoim statusem całkowicie usatysfakcjonowani; a i zatrudniające ich urzędy niechętnie się chwalą. Ba, indagowane oficjalnie z reguły zasłaniały się niemożnością ustalenia liczby takich „zleconych" pracowników bez szczegółowego sprawdzenia w konkretnych departamentach.