Dołoj gramotnyje!
Nigdy nie byłem lokajem, poczułem się więc głęboko dotknięty, gdy sotrudnik „Gazety Polskiej", W. Wencel, w ramach jednostronnej chuligańskiej wojny, jaką ta gazeta toczy z „Uważam Rze", przezwał publicystów „Uważam Rze" „lokajami", dodając jeszcze kilka innych epitetów („publicyści Przedpokoju", „przemądrzali" itp.) oraz szczując czytelników twierdzeniem, że „Lisicki i jego lokaje traktują «zwykłych Polaków» z pogardą".
Zaszokowany przecierałem oczy , bo wydawało mi się, że ten poziom świństwa i łgarstwa jest specjalnością li tylko mediów Salonu.
Wencel to podobno poeta i podobno niezbyt wysokich lotów. Z pewnością natomiast jest to bezwstydny impertynent. Osobnicy tego rodzaju mają to do siebie, że na swe upośledzenia i kompleksy reagują wrzaskiem przeciwko ludziom, z którymi ich słabość została skonfrontowana. Miotają wówczas epitety, plują furiacko, zero klasy — ten typ tak ma. Trudno go nawet określić jako złośliwca, bo stara mądrość mówi, że „człowiek złośliwy jest lepszy niż głupiec, gdyż złośliwiec czasami odpoczywa". I trudno zwać go tubą samodzielną — ciskając błoto w kierunku „Uważam Rze" miał zgodę, by dołączyć do tych żurnalistów „GP", którzy ze zwalczania antysalonowego sojusznika uczynili sobie wręcz rację bytu.