Korupcja mimo kontroli
Pod okiem kontroli i tarczy antykorupcyjnej doszło do największej w Polsce korupcji w administracji publicznej. Po wybuchu infoafery zakwestionowano zamówienia na systemy informatyczne o wartości około 2 mld zł. Ale to tylko wierzchołek góry lodowej.
W ciągu trzech lat (do momentu ujawnienia korupcji) kontrolowało je m.in. Ministerstwo Rozwoju Regionalnego, Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, Europejski Trybunał Obrachunkowy, Urząd Kontroli Skarbowej i NIK. Z informacji „Rzeczpospolitej" wynika, że sprawdzano rozliczenia finansowe, postęp prac, a także czy przetargi i zlecenia z wolnej ręki organizowano zgodnie z ustawą o zamówieniach publicznych. Na liście kontrolujących Centrum Projektów Informatycznych jest nawet Centrum Systemów Informacyjnych Ochrony Zdrowia podlegające Ministerstwu Zdrowia, w których NIK właśnie odkryła łamanie prawa zamówień publicznych, m.in. nieprawne zlecenia z wolnej ręki.
Dowody korupcji w CPI zdobyli funkcjonariusze Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Ci sami, którzy od kilku miesięcy raz jeszcze analizują zamówienia publiczne w CPI – sprawdzają ten sam zakres badany przez poprzednie instytucje. Wyniki mają być znane na początku lipca. – Nie chcemy oceniać poprzednich kontroli, ich zakres jest inny. My badamy zamówienia w CPI bardzo dokładnie i skrupulatnie – mówi dyplomatycznie Jacek Dobrzyński, rzecznik CBA.
Infoafera wybuchła pod koniec października ub.r., kiedy CBA zatrzymało siedem osób, w tym byłego dyrektora CPI MSWiA Andrzeja M., byłego policjanta Komendy Głównej Policji, jego żonę i teściów. Według warszawskiej prokuratury apelacyjnej Andrzej M. miał przyjąć około 4 mln zł łapówek - od dyrektorów koncernów IBM, Hewllett-Packard oraz spółki Netline Group. W ubiegłym tygodniu CBA zatrzymało też naczelnika Wydziału Projektowania Systemów Informatycznych w Biurze Łączności i Informatyki Komendy Głównej Policji, który miał przyjąć 14 tys. zł łapówki.