Jaka kara dla euroentuzjastów?
Czy Unia Europejska dołączy do długiej listy przedsięwzięć, które mają na sumieniu entuzjaści
Historia pełna jest inicjatyw zniszczonych – wprost zamęczonych – przez tych, którzy nie chcieli przyjąć do wiadomości, że lepsze jest wrogiem dobrego, i nie potrafili wolniej zmierzać do celu, zatrzymać się w pół kroku czy nawet – w porę – zrobić krok w tył. I którzy swym entuzjazmem tak bardzo zaszkodzili, że czasami wręcz zniszczyli to, na czym im tak bardzo zależało. Ten los może spotkać również UE.
Truizmem jest dziś stwierdzenie, że Unia Europejska miałaby się dużo, dużo lepiej, gdyby nie euroentuzjastyczny koncept wprowadzenia wspólnej waluty nie tylko w państwach tak różnych jak Niemcy i Grecja, ale też przede wszystkim w państwach narodowych niesplecionych unią polityczną, której powstania oczywiście niemal nikt w krajach eurolandu i poza nim nie chciał, nie chce i nie zanosi się na to, aby w dającym się przewidzieć czasie chciał (rzecz jasna, poza euroentuzjastami).
Ale UE miałaby się znacznie lepiej, gdyby nie spieszono się także z wieloma innymi euroentuzjastycznymi projektami, które sprawiają, że wielu ludziom Unia Europejska coraz bardziej zaczyna się kojarzyć z przymusem niezwykle ekstrawagancko, a czasami wręcz perwersyjnie pojmowanej – bo antyrodzinnie i jednopłciowo – nowoczesności.
Czyż nie lepiej byłoby – dla Unii i państw, które ją tworzą, ale przede wszystkim dla obywateli tych państw – gdyby UE jeszcze długo (bardzo długo? na zawsze?) pozostała tym, czym miała być pierwotnie? A więc związkiem państw, które dobrowolnie tworzą jeden obszar celny, na którym istnieje prawo do swobodnego przepływu ludzi, towarów, kapitałów i usług? A nie terenem łowieckim inżynierów dusz, którzy uzurpują sobie prawo do przeprowadzania eksperymentów społecznych na wielką, bo niemal kontynentalną skalę. Zamiast testować swe wynalazki na myszach, a jeśli już muszą to robić na ludzaich, to niech ograniczą się wyłącznie do siebie.
A teraz, z powodu owej niepowstrzymanej w porę przez eurorealistów, niepohamowanej ekspansji euroentuzjastów, którzy niemal siłą chcą przerobić UE w jedno państwo, zamiast mieć dużo – czyli możliwość swobodnego podróżowania, w miarę swobodnego podejmowania pracy w innych państwach, przemieszczania towarów, kapitałów i usług – możemy nie mieć niemal niczego. A w każdym razie żadnej z powyższych wspaniałości.
Pytam więc: na jaką karę zasługują euroentuzjaści? Czy wystarczy oficjalne uznanie ich za winnych rozpadu Unii Europejskiej – gdyby, niestety, do niego doszło?