Miłość od kuchni
Dodające wigoru przyprawy były kiedyś cenniejsze niż dziś baryłki ropy. Kupcy zbijali fortuny, a państwa broniły monopolu na sprowadzanie goździków, pieprzu czy cynamonu
To po nie wyprawiali się na drugi koniec świata Hernan Cortez, Vasco da Gama, Krzysztof Kolumb, Ferdynand Magellan. Dlaczego tak było, sprawdźcie podczas wakacyjnych kolacji.
Rzymianie na miłość polecali pokrzywy – nie do jedzenia wprawdzie, ale do chłostania. Słabowitych w łóżku osobników okładano parzącym zielskiem poniżej pasa, żeby poprawić ukrwienie. Tak drastycznych środków nie zalecamy, ale dobre jedzenie – jak najbardziej. A kuchnia śródziemnomorska, zwłaszcza latem, może zdziałać cuda.
Przyjrzyjmy się, w jaki sposób na słynnych kochanków zarzucała sidła wytrawna uwodzicielka Kleopatra. Raczyła ich oczywiście wyszukanymi potrawami, które specjalnie doprawiał jej osobisty kucharz. Był więc rosół z krewetek i ostryg, doprawiony liściem laurowym, czosnkiem, pieprzem i cebulą, był pasztet z węgorza pachnący świeżym rozmarynem i gałką muszkatołową, ryż z truflami, odżywcze żółtka strusich jaj, homary, wymiona maciory, łowiona u wybrzeży Aleksandrii barwena w pulpie daktylowej z orzeszkami piniowymi i pietruszką. Brzmi nieźle, prawda? Wrażenie musiało być piorunujące, skoro uwiodła najpierw Juliusza Cezara, a potem Marka Antoniusza.