Idol z dostawą do domu
Zobaczymy wreszcie z bliska cały ten blichtr: milionerów na boisku, miliarderów na trybunach, gwiazdorskie żony, sprzedawców marzeń. Piłka nożna dotarła do Hollywood i nawet kryzys jej stamtąd nie zawróci
To była podróż z pastwisk i błota na salony, z klasy robotniczej do próżniaczej, od średniej krajowej do milionowych pensji. Od sportu rządzonego regułami z koszar do zjednoczonych przedsiębiorstw rozrywkowych, którymi stały się kluby i reprezentacje. Od świata, w którym młody piłkarz miał milczeć i czyścić buty starszym, do tego, w którym już nastolatkowie mają menedżerów. I butów czyścić nie muszą, bo tym się zajmuje garderobiany. Podróż była tak szybka, że dziś lata 80. wydają się średniowieczem, a 60. są odległe jak jura i trias.
Każdemu po równo
W tej zamierzchłej epoce, gdy w 1960 r. we Francji odbyły się pierwsze mistrzostwa Europy, szatnie jeszcze nie były garderobami, stadiony multipleksami, piłkarze globalnymi markami i nikt jeszcze nie wiedział, co to takiego dyrektor do spraw marketingu. Futbol utrzymywał się ze sprzedaży biletów, dopiero zaczynały się telewizyjne relacje na żywo, a firma Nike, dziś władca futbolu obu Ameryk i sporej części Europy, nawet jeszcze nie istniała. Na trybunach kibice zwykle stali, a nie siedzieli, obcokrajowiec w drużynie jeszcze był wyjątkiem, nie regułą, a skromne, czterozespołowe mistrzostwa Europy można było zorganizować za tyle, ile dziś „The Sun" płaci brytyjskim panienkom za opowieści o tym, jak je podrywał piłkarz.