Scenariusz idealny
Melduję pełną gotowość do Euro 2012. Kupiłem litra i wuwuzele
Postawa – piłka nożna mnie nie interesuje, a ko, ko, że bramka jest okrągła, a piłki są dwie, zwisa mi kompletnie, jest całkiem nie do zaakceptowania. Euro 2012 to wydarzenie na miarę przyjęcia chrztu przez Mieszka I, a to nakłada obowiązki obywatelskie.
Gdy znajomi zadzwonią: – Stary wpadnij na mecz, po każdej bramce Polaków stawiamy pół litra, nie wypada malkontencić. – A jak nie trafią? – Trzeba mieć wiarę – oni strzelą bramkę, my strzelimy lufę. Na wszelki wypadek, gdyby znajomi wpadli w desperację, po serii pudeł biało-czerwonych i zrobili szlaban na barek, bierzemy ze sobą piersiówkę. Jeśli nasza drużyna narodowa z premedytacją pozbawi nas darmowych sznapsów, to powetujemy sobie w toalecie solidnym grzdylem i bez łaski.
Cały czas człowiek jednak pozostaje w sinusoidalnym rozchwianiu. Jeżeli Polacy będą wygrywać, to ta nieudaczna władza otrąbi sukces i stwierdzi bezczelnie, że zwycięstwo potwierdza jedynie słuszną linię partii i świadczy o nieomylności najwyższych czynników po wsze czasy... Już lepiej, żeby piłkarze przegrali. Jak lepiej? To my przegramy.