Święty Mikołaj już nie ma prezentów
Sztuczki Rostowskiego nie robią wrażenia na inwestorach, którzy nie kupują rządowego optymizmu
Trudno lubić Leszka Balcerowicza. Nie dość, że jest dosyć oschły w relacjach, to jeszcze uparty i przywiązany do swoich teorii niczym Ślimak z „Placówki". Ale bez względu na uczucia, sympatie i antypatie nikt nie odmówi Balcerowiczowi jego zaangażowania oraz czujności w sprawach dla Polski najważniejszych, bo dotyczących gospodarki.
Nawet jeśli jego teorie uznać za zbyt liberalne, to warto wsłuchać się w jego głos, bo Balcerowicz stał się ostatnio najbardziej konstruktywnym ekspertem gospodarczym rządu. Jego uwagi są niezwykle celne, a do tego – jak słychać w kuluarach – trochę jednak bolą.
Do tej pory słuchaliśmy Balcerowicza niechętnie. Polacy za to chętnie podchwycili hasło, że „Balcerowicz musi odejść". Bo jak słuchać kogoś, kto namawia do oszczędzania, kto krytykuje przywileje wielu grup, kto mówi wprost: „Zabrać becikowe i zasiłek pogrzebowy"? Ale czas działa na korzyść Balcerowicza. Oto na własne oczy zobaczyliśmy, czym się kończy nieroztropność polityków, którzy – mówiąc Balcerowiczem – „zachowywali się niczym święci mikołaje rozdający prezenty na prawo i lewo". Warto zwrócić uwagę na to, że dzisiaj Grecy mają pretensje do tych właśnie polityków o to, że nie ostrzegli ich przed kryzysem. I że namawiali ich do wydawania pieniędzy, zaciągania kredytów i szalonej konsumpcji. O to, że „pudrowali" rzeczywistość.