O wyższości małpy nad finansistą
Potrzeba naprawdę nietuzinkowego specjalisty, żeby puścić ludzi z torbami
W tym miejscu znęcałem się nie tylko nad nieszczęsnym Zbigniewem Hołdysem. Zdarzyło mi się też kilka razy czepiać się tak zwanych ekspertów, powątpiewając w ich eksperckość.
Moim skromnym zdaniem specjaliści są głównie specjalistami w tłumaczeniu, dlaczego nie wyszło im to, co mieli zrobić, albo dlaczego ich prognozy zrealizowały się dokładnie na odwrót. Dotyczy to wszystkich mądrali, ale najbardziej jestem zawzięty na doradców inwestycyjnych i analityków finansowych. Oni to bowiem najwspanialej pasują do maksymy z „Przygód dobrego wojaka Szwejka": „Człowiek myśli, że jest gigantem, a okazuje się gówniarzem".
Czepiam się? No cóż, weźmy na przykład takie Towarzystwo Funduszy Inwestycyjnych Investors, którego sztandarowy produkt Inwestors FIZ w ciągu jednego miesiąca stracił 25 proc. wartości. 25! Takie spadki zdarzają się w czasie czarnych czwartków, po których następują czarne piątki, a potem jeszcze czarne poniedziałki, wtorki, środy i w ogóle całe czarne tygodnie. Ostatnio giełdy może nie szczytują, ale też nie nurkują. Ot, trochę zyskują, nieco więcej tracą, ale o żadnym krachu nie ma mowy. A jednak mistrzom z Investors udało się wyczarować czarną dziurę, w której bez śladu przepadła czwarta część pieniędzy durnych ciułaczy, którzy im zaufali.