
Dlaczego tylko czas honoru
Ministerstwa dotują lewackie projekty Krytyki Politycznej dekonstruującej polską tożsamość, a jednocześnie nie mają serca i pieniędzy dla naprawdę ważnych dla Polski projektów
Całkiem dobrze, a właściwie całkiem źle – tak wypadałoby odpowiedzieć na pytanie, jak współczesna polska kultura masowa daje sobie radę z polityką historyczną. Z jednej strony jest dobrze, bo mamy olbrzymie pospolite ruszenie ludzi, którzy dumni są zarówno z polskiej historii, jak i z tego, że mogą o niej opowiedzieć. W jego szeregach znajdziemy prywatnych wydawców, samorządowców, fanów komiksu, muzyków rockowych czy nawet autorów amatorskich montaży patriotycznych zamieszczanych na portalu YouTube.
Z drugiej strony mamy głuche milczenie najpotężniejszych graczy masowego rynku – producentów filmów kinowych oraz prywatnych stacji telewizyjnych. Niestety także telewizji rządowej, błędnie zwanej publiczną. I dziwaczne grymasy partii rządzącej, która o historii mówi tylko w dwóch kontekstach – gdy jest to wygodne dla jej przedsięwzięć PR-owskich lub gdy dla celów politycznych ogłasza, że zajmowanie się historią dowodzi „PiS-owskości".