Guru nienawiści
Stefan Bratkowski doszedł w swojej prorządowej retoryce do ściany. Honorowy prezes Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich postuluje dziś ograniczenie praw... dziennikarzy
Nie ma dziś tematu, w którym Stefan Bratkowski nie popierałby partii rządzącej. Trudno się więc dziwić, że po ataku posła Stefana Niesiołowskiego na dziennikarkę Ewę Stankiewicz honorowy prezes SDP daje kompromitującą samego siebie wykładnię, iż dziennikarz nie może prosić o wypowiedź polityka, kiedy ten jest „poza miejscem pracy". Że poseł PO właśnie wychodził z Sejmu? Cesarz medialnych salonów nie musi sobie zaprzątać głowy takimi drobnostkami jak prawda, czy zwyczajna ludzka przyzwoitość.
Kaczyński to Hitler i Mussolini
Jak wytłumaczyć dziennikarzowi z Europy, że honorowym prezesem Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich jest człowiek, który z odważnego opozycjonisty w komunizmie przepoczwarzył się w piewcę jedynie słusznej drogi wyznaczonej przez obecną władzę, a jednocześnie jednego z najbardziej wyśmiewanych nienawistników polskiej debaty publicznej, zrównującego dzisiejszą opozycję z ekipą Hitlera i Goebbelsa. Wykładnie są proste. W jednym z ostatnich komentarzy Bratkowski pisze: „Na czele rządu stoi premier, którego nie trzeba się wstydzić, bez chorobliwej próżności, przyzwoity i dobrze wychowany. Czy mamy kogoś innego, kto by osiągnął taką pozycję polityczną w Europie, nie budząc ironicznych uśmiechów i kpin jak rządy rodzinne bliźniaków z dyspepsją jako powodem rozbicia Trójkąta Weimarskiego?". Dlatego ręka podniesiona na władzę zostanie odgryziona. Po manifestacjach „Solidarności" reprezentującej 2 mln osób, które podpisały się pod wnioskiem o referendum emerytalne, Bratkowski pisze: „Podejrzewam, że nasi »wykluczeni«, »wyśmiewani«, »pogardzani« są po prostu leniwi i kryją to śmierdzące lenistwo za »poglądami« (jakoś na nie wolności im nie brakuje) [...] przynajmniej wiem, po co nam to wszystko było. Nawet w towarzystwie ludzi programowo antypatycznych. I takich jak towarzysz Duda, który świadomie chce swój kraj narazić nieodpowiedzialnymi strajkami na wielkie straty finansowe, byle obalić rząd".