Kurierski hazard
Korzystanie z usług Poczty Polskiej może być przeżyciem poznawczym sporej rangi
Mamy taką fanaberię, by nadać kurierem przesyłkę Warszawa – Gdynia. Nie Wygwizdówek – Zaściankowo, żeby złośliwie utrudniać pracę szacownej instytucji, tylko tak całkiem banalnie Warszawa – Gdynia.
Udajemy się na Pocztę Główną w mieście stołecznym. Tak nam wypada, że jesteśmy o godz. 22.45 w niedzielę. Po coś poczta jest czynna całą dobę. Sytuacja komfortowa, prawie pusto. Przy jednym z okienek ktoś wysyła na oko ze sto paczuszek. Za to drugie okienko przejezdne (należy to sformułowanie autostradowe upowszechniać). Tam dowiadujemy się, że nasz list dojdzie we wtorek do godz. 20 i będzie kosztował 30 zł.
Jak to we wtorek? Przecież dostarczacie następnego dnia. Ale dziś jest niedziela, czyli tak jakby był poniedziałek – uświadamia nas sympatyczna zresztą pani. Nasze głupkowate uwagi, że niedziela to niedziela, nie robią na niej wrażenia. Niedziela nie jest dniem roboczym i kurier wyjedzie jutro. No dobrze, ale dlaczego list dojdzie dopiero we wtorek do nocy, cały poniedziałek jest przecież na dowiezienie. Może dojść wcześniej, tylko wtedy kosztuje: do godz. 9 – 60 zł, a do godz. 12 – 40 zł. I tu człowieka trochę rusza. – Dowieziecie mój list do Gdyni i tam zależnie od opłaty będzie sobie leżał i się kisił? Co to za błyskawiczna usługa? Przecież za list ważący 80 g trzy dychy to i tak jest niezłe zdzierstwo. Taki jest cennik i tyle, zero wzruszeń. Wiadomo – golasy na basen.