Błaganie o głaskanie
Co mówił Norweg o Lizbonie? Co sądzi Czech o Amsterdamie? Czy w Portugalii i Holandii to sprawy arcyważne? Absurd. Dlaczego wciąż w Polsce sprawdzamy, co sądzi o nas zagranica?
Łomatko, znowu nas zganili! Hura, chwalą nas! – od komentarzy w tym tonie roi się w polskich mediach. Politycy basują gorliwie, bo czują, że dla Polaków ważne jest, co mówią o nas inni. A przecież tak niezwykłe, nigdzie na świecie niespotykane przeczulenie na zagraniczne opinie świadczy o potężnym kompleksie niższości.
Kończy się czasowe Europozwolenie na radość z bycia Polakami, trwają medialne uniesienia, że świat mówi o nas dobrze. Sportowo przegraliśmy sromotnie, postawiliśmy najdroższy stadion świata, autostrad udało się skończyć 17 proc. tego, co planowano, ale z satysfakcją popatrzyliśmy sobie na zaskoczenie przybyszy, którzy odkrywali, że Europa nie kończy się w Berlinie.
Bo przecież pochwały udzielone Polakom przez Eurogości są przede wszystkim efektem dotychczasowego fatalnego braku wiedzy i informacji o Polsce. Po raz pierwszy w życiu pofatygowało się do nas kilkuset dziennikarzy i tysiące kibiców, którzy niepomiernie zdziwili się i autentycznie ucieszyli, że po ulicach Warszawy nie chodzą białe niedźwiedzie, nie jeżdżą furmanki, jak to przecież widzieli na zdjęciu w „Der Spiegel" jeszcze niedawno. Co prawda drogi marne, do pociągów lepiej nie wsiadać, ale za to dziewczyny jakie ładne, a ludzie gościnni, weseli i obcych wcale nie leją po mordach, jak informowała BBC, wzorzec dziennikarskiej rzetelności.