Przekleństwo wtórności
W polskiej refleksji historycznej obawa przed bezmyślnym kopiowaniem cudzych wzorców w polityce ma bardzo długą tradycję
Trzy stulecia temu publicyści wyśmiewali małpowanie francuskich fraczków i kopiowanie Wersalu w skali dostępnej arystokratom. W naszych czasach próbowano Polskę według zachodnich wzorów modernizować, wyśmiewano hasło „Nicea albo śmierć" i zachwycano się Czechami jako wzorem udanej sekularyzacji. Tak wtedy, jak i dziś refleksja nad takimi pomysłami wynikała zarówno z krytyki fasadowości zapożyczeń, jak i niezgody na lekceważenie głębi polskiej tradycji, którą modernizatorzy tradycyjnie wyśmiewali jako balast i ciemnogród.
Obcy zawsze zajmowali ważne miejsce jako punkt odniesienia w umysłach naszych przodków. Jako kraj, który co rusz musi zmagać się z doganianiem tendencji, które wygrywały na Zachodzie, bardzo często nie byliśmy do końca pewni, co z obcych wzorów należy kopiować, a co do polskich realiów po prostu nie pasuje. I oczywiście logika takiego myślenia była zawsze taka sama. Im bardziej ktoś nie cenił swojej tradycji, tym chętniej powoływał się na najnowsze trendy z Paryża, Londynu czy Berlina. Sprawę komplikował fakt, że niekiedy wzorce, do jakich sięgano, miały swój sens i w tamtych krajach się sprawdzały. Diabeł tkwił w szczegółach – jak dalece te wzorce kopiować i ewentualnie jak je korygować dla pogodzenia ich z polską specyfiką.