Ile jeszcze masek przymierzy pan prezydent?
Komorowski jako polityk nowoczesny kolekcjonuje tradycje, poetyki, elektoraty. Co w nim jest prawdziwego?
Godząc się, aby go zastąpił w 2010 r. jako kandydat na prezydenta (co prawda w następstwie stresujących prawyborów), Donald Tusk niespecjalnie cenił talenty Bronisława Komorowskiego. Wcześniej lubił sobie z niego żartować. Kiedyś pytał go ironicznie, gdy ten był jeszcze marszałkiem Sejmu, czy nie mógłby się choć raz zdystansować od obozu rządzącego. Dlaczego we wszystkim tylko się zgadza i zgadza?
Ano po to, aby w kluczowej chwili dostać swoją szansę, można by odpowiedzieć. Choć Komorowski zdobył prezydenturę, w pierwszym okresie nie powalił na kolana publiczności. Wyraźnie nie miał na urząd pomysłu, stał się znany głównie z gaf, wciąż ginął w cieniu swojej partii.
To głównie gesty
Dziś ma w prezydenckim sondażu bezpieczne 41 proc. i nie wiadomo, czy to bardziej wyraz uznania dla niego, czy przewagi antypisowskiej politycznej machiny i antypisowskiej emocji, której profitentem byłby pewnie każdy prezydent skonfliktowany z Jarosławem Kaczyńskim. Widać też jednak, że po długim okresie wczuwania się w rolę Komorowski pojął już trochę, czym jest prezydentura. Że prowadzi jakąś politykę.