Strasburg bez europosłów
Małe Orschwiller, które nie liczy nawet 600 dusz, nie słynie zupełnie z niczego. Rozłożyło się w samiuśkim środku Alzacji, gdzieś w połowie drogi między Strasburgiem a Colmar, i wraz z całym regionem dzieli swe losy.
A są to, jak wszyscy wiedzą, typowe losy pogranicza, w tym wypadku wyrywanego sobie przez Francuzów i Niemców. Godnym tego przykładem jest zamek w Orschwiller, kiedyś ponoć francuski, przez wieki należący do jednego z niemieckich rodów, dziś znów francuski. Zasadniczo częściej go burzono, niż budowano i aż dziw, że jakoś funkcjonuje, i to w jednym kawałku.
Jeśli coś w tym całym chaosie jest stałego, to wino. Od zawsze uprawiane na stokach Wogezów udawało się na tyle dobrze, że można było z niego całkiem dostatnio żyć. Może nie ma tam aż tyle słońca co gdzie indziej, może nie jest tak gorąco, ale umiano to przekuć na zaletę, Gewürtz-traminer nie musi gotować się na krzaku. Ono, schłodzone, ma radować w kieliszku w upalne dni i pobudzać do życia mineralnością czerpaną ze skał.
Albo pinot gris – świetne na stół z białym obrusem, ale i (byle schłodzone!) nada się do picia ze szklanki na ognisku z bandą przemiłych Anglików, co – wstyd przyznać – sprawdziłem organoleptycznie. Czegóż chcieć więcej na wakacje?
No dobrze, ale czemu właśnie Orschwiller? – spyta ktoś. Dlaczego akurat produkty winiarzy spółdzielców z tej zabitej dechami alzackiej dziury (co ma swoje zalety – nie widuje się tu zbyt wielu eurodeputowanych)? Ano nie będę się upierał. Orschwiller jest po prostu typowe: codzienne, białe, alzackie wina – takie, jakie być powinny. Nic więcej, ale też nic mniej. A te w dodatku kosztują po około 25 zł za butelkę, czyli naprawdę warto.
Les Vignerons-Recoltants d,Orschwiller Pinot Gris Cuvee Les Vignerons-Recoltants d,Orschwiller Gewürtztraminer Cuvee