Co dalej z szefem BOR?
Prokuratura uznała, że nie ma winnych zaniedbań przy okazji organizacji lotu do Smoleńska. W każdym razie na tyle winnych, aby im stawiać karne zarzuty.
I to już budzi zasadnicze wątpliwości, czy to nie triumf urzędniczej nieodpowiedzialności.
Ale też prokuratura poddała druzgocącej ocenie smoleński dorobek szefa BOR generała Mariana Janickiego.
I natychmiast zagrzmieli politycy. Że prokuratorzy nie mają prawa do podobnych opinii. Mówiąc językiem kolokwialnym: niech piszą akt oskarżenia albo spadają.
Można przypomnieć, że prokuratura ma zadania związane z pilnowaniem praworządności, które nie prowadzą do procesów. Ale warto odwrócić to rozumowanie. Do tego, aby stwierdzić, że ktoś nie dopełnił urzędowych obowiązków, nie trzeba wieloletnich prokuratorskich dochodzeń. To było zadanie zwierzchników generała Janickiego, kolejnych ministrów spraw wewnętrznych. Szef BOR powinien stracić stanowisko już kilka tygodni po katastrofie. Czy jedyną instytucją, władną orzec, że funkcjonariusz nie dopełnił obowiązków, jest wymiar sprawiedliwości? A przełożeni nie mają zdania? To kuriozalny przykład systemu, w którym nikt nie odpowiada za nic. Systemu maskowanego rzekomym poczuciem praworządności, które prowadzi do bezhołowia.