Abstrakcjone Mama Leone
Nasze państwo działa (jeszcze) i to jest bardzo dziwne
Przeciętny obywatel na ekonomii zna się tyle, że sobie zestawi własne dochody i wydatki. Docierają jednak do niego strzępki informacji gospodarczych i patchwork z tego ułożony wygląda surrealistycznie.
Banki w obcych rękach, handel od zwolnionego z podatków supermarketu do wietnamskiego stoiska z ciuchami nie nasz.
Kawę zaparzy światowa sieć, tanie danie upichcą Chińczyk z Arabem. Przemysł unieszkodliwiony. Rolnictwo i uprawy jakby dla dekoracji, chmiel importuje się z Niemiec, a cukru brakuje. Ropa i gaz dla bogaczy. Za prąd trzeba płacić jak za zboże, a i tak ciągle za mało.
Jeśli się nad tym naszym krajem trochę pozastanawiać, to „włos się jeży, panie Jerzy".
Weźmy piękny rytuał wyłaniania wykonawców wielkich inwestycji, czyli przychodzi gość z gigantyczną forsą do urzędnika na pensji. Organizuje się wtedy przetarg i wybiera ofertę najatrakcyjniejszą cenowo.