Prześladowani mają władzę
Kiedyś, dawno temu, w tych zamierzchłych czasach, kiedy to jeszcze ludzie używali słów przystających do rzeczy, prześladowanym był ten, kto musiał cierpieć. Tracił pracę, szedł do więzienia, czasem był bity, męczony, szykanowany
Prześladowanymi były jednostki lub narody, wspólnoty czy społeczności. Prześladowani zwykle kryli się przed innymi, chowali, znikali obciążeni infamią. Starali się nie wchodzić innym w paradę, uciekać przed oczami świata. Nic dziwnego zresztą, skoro zawsze mogli być narażeni na krzywdę, na akt przemocy i gwałtu. Czasem sprawcami prześladowań byli pozostali ludzie, czasem władze i stanowione przez nie prawa.
Dziś to się zmieniło. Prześladowani pojawiają się na okładkach popularnych pism i radośnie patrzą na publiczność. Nikt im pracy nie odbiera, przeciwnie – kto ile może, stara się, by nie padł na niego cień podejrzenia, że pracę prześladowanemu chce zabrać. Dzisiejsi prześladowani nie tylko, że do więzienia się nie wybierają, ale chętnie i głośno domagają się, by posadzić tam tych, którzy prześladowani nie są.
Nie cierpią, lecz cieszą się, nie znoszą mąk, ale rozkosze, o czym zresztą – czy ktoś tego chce, czy nie – muszą opowiadać, ogłaszać to na prawo i lewo. Nie tylko, że nigdzie się nie kryją, ale z maniakalnym wręcz ekshibicjonizmem wszystkim muszą o sobie mówić, siebie narzucać, sobą epatować, siebie pokazywać. Niechby tylko ktoś słuchać nie chciał albo im bycia prześladowanymi odmówił, zaraz będą go molestować, nakłaniać, przekonywać, spokoju i czci odmawiać.
Kiedyś, dawno temu, zakazanym było to, czego nie wolno było robić. Za co groziły kara albo represje, albo utrata honoru, albo wstyd. Dziś zakazanym jest to, co właśnie się robi, z czym się obnosi i co się pokazuje. To, co zakazane, jest tym, co trzeba przyjąć i co trzeba aprobować. Co trzeba nagradzać, przed czym trzeba klęczeć i czego należy słuchać.
Zachodzę w głowę, jak to się stało, i tak całkiem, tak do końca nie pojmuję. W ogóle niewiele pojmuję, biedak wychowany jeszcze na starej logice i w starym języku. Nie tylko nie wiem, jak to się dzieje, że prześladowanych nikt nie prześladuje, a zakazanych nikt nie zakazuje, ale też – proszę wybaczyć – nie mogę pojąć, dlaczego tak niewielu się temu dziwi. Tak samo nie mieści mi się w głowie, że prześladowanych wszyscy się boją, trwożliwie na nich patrzą, umizgują się do nich, o poparcie i dobre słowo ubiegają, a ci wciąż za prześladowanych uchodzą. Jak to może być, że prześladowani strach wzbudzają, a zakazani odbierają hołdy?
Przeto albo ja już tak zgłupiałem, że słów nie rozumiem i albo nie o prześladowanych tu chodzi, ale o przebierańców. Myślę, że czytelnik sam znajdzie odpowiedź.