Nie tylko dla moherów
O sancta simplicitas – westchnąłem, cytując Jana Husa, po rozmowie z właścicielem mokotowskiego sklepu z winami.
Dżentelmen ów niechęć sąsiadów do swego przybytku Bachusa tłumaczył krótko: „Oni tylko rączki złożone i »Zdrowaś Maryja«, a z radia na okrągło Radio Maryja leci". Jednocześnie zachwalał mi węgierskie wina St. Andrea.
I to był doprawdy zabawny paradoks, a naiwność pewnego siebie sprzedawcy – święta. Ech, pomyślałem, gdyby on wiedział, jaką czarną sotnię ludziom poleca... Gyuri Lörincz, założyciel i właściciel St. Andrei, jest znany jako świetny, wielokrotnie nagradzany winiarz, jeden z tych, którzy przyczynili się do odrodzenia najlepszych egerskich tradycji. Ale jest też winiarzem szczególnym. Wejście do jego winnicy zdobi gigantyczna figura Matki Boskiej, w każdym pomieszczeniu krzyże i święte obrazy, a Gyuri nie kryje swego głębokiego zaangażowania w działalność wspólnoty greckokatolickiej.
A wina? Te są przede wszystkim znakomite, co nie znaczy pozbawione biblijnych odwołań. Możemy więc skosztować „Błogosławieństwa", „Lotu anioła nad miastem" czy wręcz wina stworzonego dla parafii Gyuriego, jego żony Andrei i czworga dzieci.
Ponieważ to ostatnie podrygi lata, przypomnę białe wina egerskie. Tak, przezacne bikavery czy pinot noiry zostawmy sobie na jesień. Kradnijmy więc ostatnie promienie letniego „Słońca" czy delektujmy się bardziej wysublimowanym kupażem siedmiu szczepów „Na wieki wieków" (Örökké). I wreszcie, last but not least, to ostatnie chwile na truskawkowe Rose.
U Gyuri mamy przynajmniej pełen ekumenizm: grekokatolik z katolikiem rzymskim, a moher z lemingiem. Na zdrowie i szczęść wam Boże!
St. Andrea Napbor
St. Andrea Örökké
St. Andrea Rose