Z poliglotą w kieszeni
Mimo rozwoju oprogramowania do tłumaczenia wciąż w większym lub mniejszym zakresie skazani jesteśmy na uczenie się języków
Bezkresne morze piasku i niemiłosiernie palące słońce. Na pustyni mały punkcik – to namiot, a w nim dwie osoby w milczeniu raczą się gorącą, słodką herbatą. Między nimi leży małe urządzenie. Jedna osoba zaczyna mówić. Po chwili z urządzenia wydobywa się dźwięk. Jakieś słowa? Po usłyszeniu zdań druga osoba śmieje się i coś mówi. Po chwili z urządzenia wydobywa się głos – tym razem inny. Pierwsza osoba również zaczyna się śmiać.
Cóż takiego widzieliśmy? Dlaczego osoby się śmiały dopiero po usłyszeniu dźwięków wydobywających się z małego urządzenia? Czym w ogóle jest ten mały sprzęt? To po prostu elektroniczny translator z funkcją natychmiastowego tłumaczenia głosowego. Jest niewielki i umożliwia rozmowę w kilkuset językach.