Najnowsza interwencja Uważam Rze

Felietony

W stronę oświeconego absolutyzmu

Paweł Lisicki

Co robią politycy w związku z kryzysem, który coraz mocniej dotyka kraje Unii?

Kupują czas. Odkładają trudne decyzje, negocjują, debatują. Choroba, którą można było załatwić jednym prostym, choć bolesnym cięciem – wyjściem Grecji ze strefy euro – teraz panoszy się w kolejnych państwach.

Z dużym prawdopodobieństwem można przyjąć, że najbliższe miesiące przyniosą protesty społeczne w Hiszpanii, we Włoszech czy w Portugalii. Pogłębienie kryzysu może doprowadzić do rozpadu Unii i wystąpienia z niej Wielkiej Brytanii – jak pokazują sondaże, brytyjska opinia publiczna nie zgodzi się na dalsze ograniczanie roli państwa narodowego.  A to ma być cena, której zapłaty od rządów unijnych domagają się Bruksela i wspierający ją Berlin.

Projekt Brukseli jest bowiem prosty. Żeby utrzymać euro, poszczególne kraje powinny pogodzić się z dalszą utratą kompetencji. Faktycznie są to propozycje niedemokratyczne, zmieniające dotychczasowy system Unii. Zamiast wspólnoty niezależnych, niepodległych państw narodowych, powstałby system oświeconego absolutyzmu, w którym to rzekomo niezależni i obiektywni urzędnicy pilnowaliby nieodpowiedzialnych, niesfornych i roszczeniowo nastawionych społeczeństw. Oni to bowiem mieliby sprawdzać i zatwierdzać budżety państw narodowych, oni zapewne też w przyszłości decydowaliby o poziomie podatków w różnych krajach. Narodowe sejmy i rządy stałyby się wówczas fasadą.

Temu gigantycznemu rozrostowi władzy nie towarzyszyłby jednak odpowiedni system kontroli politycznej. Paneuropejskie partie, wybierany w całej Europie prezydent czy rząd – wszystko to są mrzonki. Nie istnieje żaden europejski demos, żaden europejski lud, który mógłby być podmiotem zdolnym wybierać powszechnie akceptowane władze. Są to hasła bez pokrycia, mające zatuszować faktyczny rozwój wydarzeń. Oczywiście nie chodzi tu tylko o ideologiczne zacietrzewienie Paneuropejczyków. Nic dziwnego, skoro zwolennikami utrzymania euro za wszelką cenę są choćby Niemcy. Dla nich powrót do marki, która od razu stałaby się najsilniejszą walutą Europy – zastępując godnie franka szwajcarskiego, a może i dolara – oznaczałby klęskę. Niemcy utraciłyby bowiem swą główną przewagę. Powrót do marki zdusiłby niemiecki eksport, który jest motorem ich gospodarki. Eksport to 50 proc. PKB, aż 42 proc. trafia do krajów Unii. Euro albo śmierć – to hasło samo ciśnie się na usta, nieprawdaż?

Jaki z tego płynie wniosek dla Polski? Nie obrona euro za wszelką cenę, ale obrona podstawowych kompetencji państwa narodowego powinna być celem polityki zagranicznej. Euro, owszem, jest sprawą ważną, ale nie najważniejszą. Niech bronią go z większym zaangażowaniem ci, którzy najwięcej na nim zarabiają.

Wstępniak

Materiał Partnera

Jak wdrożyć SAP S/4HANA?

Nowoczesne systemy informatyczne to podstawa dobrze działającego i innowacyjnego przedsiębiorstwa. Dla wielu firm wyzwaniem nie jest wybór systemu ERP, ale jego wdrożenie. Dlaczego? Musi być...

ZAMÓW UWAŻAM RZE

Aktualne wydania Uważam Rze dostępne na www.ekiosk.pl

Komentarz rysunkowy

Felietony

Ewa Bednarz

Kredyt z plastiku

Tylko część banków decyduje się na wydawanie przedsiębiorcom kart kredytowych. Znacznie chętniej oferują im dużo kosztowniejsze karty obciążeniowe