Polska odpływa
Ci z wielkich miast mają dużo więcej sposobów na to, by związać koniec z końcem. Ci z Polski lokalnej nie mają takiego luksusu
Ja to właściwie myślę tak jak wy – mówi sympatyczny pan M., ale po cichu i dopiero wtedy, kiedy lokalni oficjele oddalają się ku swoim bardzo ważnym zajęciom. A ja nie wierzę własnym uszom i zaczynam po raz kolejny tego lata zastanawiać się, w jakim właściwie kraju i w którym roku się znalazłem.
Składamy banery Radia Wnet, zwijamy kable, pakujemy mikrofony. Śniadanie i w drogę, jutro program nadawać będziemy z nowego miejsca. Świadomie omijamy wielkie miasta i znane kurorty. Chcemy zobaczyć Polskę i ludzi, jakich nie pokazują telewizyjne programy propagandowe, tych, o których tak chętnie premier Donald Tusk mówi „miliony Polaków".
Podróże kształcą, to prawda, ale w Polsce XXI w. także smucą. Bo kiedy zjedzie się z autostrady, kiedy skręci się za nowoczesne centrum logistyczne postawione przy głównej drodze, gdy wyminie się nowobogacką noclegownię, która koniecznie w nazwie musi mieć „SPA" albo „fitness" – wtedy trafiamy do innego świata. Świat ten omijany jest przez telewizyjne kamery, tak jak omijani byli paprykarze, póki jeden z nich nie ośmielił się zapytać premiera: „Jak żyć?". Nie chcę nazywać go „Polską B", bo byłoby to niesprawiedliwe wobec ludzi, którzy ją zamieszkują, a których energia i podatki są przez władze trwonione z taką samą beztroską, z jaką rak administracji publicznej przeżera wpłaty od „młodych, aspirujących, z wielkich miast". Różnica jest tylko taka, że ci z wielkich miast mają dużo więcej sposobów na to, by mimo tej rabunkowej eksploatacji związać koniec z końcem. Ci z Polski lokalnej – nazwę ją „Polską nieoczywistą" – nie mają takiego luksusu. Nie z własnej woli.