Chamologia III RP
Chamstwo, które dziś nami rządzi, niekoniecznie jest prostackie, choć zwykle nie umie prostackich odruchów opanować. Bo chamstwo to coś znacznie gorszego niż tylko brak manier
"Cham" jest bez wątpienia najbardziej popularną inwektywą we współczesnej polszczyźnie. Wałęsa wymyślał od chamów Kwaśniewskiemu, Palikot prezydentowi Kaczyńskiemu i arcybiskupowi Michalikowi, obsesyjnie wręcz insynuują chamstwo prorządowi artyści i intelektualiści znienawidzonemu Jarosławowi Kaczyńskiemu. Tymczasem prawdziwe chamstwo panoszy się w III RP nie na pogardzanej prowincji, ale właśnie w elitach i na salonach.
Prawdziwe chamstwo – czyli co? Gdy obelgami rzuca się tak powszechnie, niekiedy w sposób jawnie absurdalny (Palikot mianujący „chamem" arcybiskupa to jak swego czasu Lepper ogłaszający, że Balcerowicz to „ekonomiczny idiota"), zaciera się i gubi ich sens. Wyjaśnijmy więc, co tak naprawdę oznacza słowo „cham".
Pierwotnie, dawno temu, była to po prostu pogardliwa nazwa chłopa. Sienkiewiczowski Zagłoba powiadał, że „cham chamem", a szlachciura z „Pana Tadeusza" uzasadniał – zgodnie z sarmackim przekonaniem – wyższość szlachcica nad kmiotkiem tym właśnie, że ten pierwszy wywodzi się od najstarszego z synów Noego, Sema, a drugi od najmłodszego i zhańbionego Chama.