Alkohol rodzi troskę o innych
Mój znajomy twierdzi, że nie jest alkoholikiem, bo alkoholik bije żonę, a on nie ma żony. Albo olewa pracę, a on nie ma pracy
Trójka moich znajomych mieszka w jednej dzielnicy. Nie to, żeby byli nierozłączną grupą przyjaciół, jak z serialu „Beverly Hills coś tam, coś tam", bo lata już nie te. Ale jakoś tam trzymają się razem, co przejawia się na przykład tym, że bardzo się przejmują, ile które pije.
Kiedy spotykam X-a, ten zaraz rozpacza nad Y-grekiem. – Słuchaj, z nim nie jest dobrze. Ja rozumiem, sam nie wylewam za kołnierz, owszem, zdarza mi się przesadzić. Ale on? Nie zaczyna dnia inaczej niż piwkiem, a potem to już idzie z górki. Mówię ci, cały dom w butelkach. Ostatnio wpadłem do niego, żeby się razem napić, a tam jak w melinie. Aż mnie telepało po każdym kieliszku.
Zafrasowałem się poważnie.
– No dobra, a Zetka nie może go jakoś postawić na nogi? – spytałem o naszą koleżankę. – Ona? Przecież ona też łoi na całego! Odreagowuje robotę, rozumiesz. Stresy, napięcia, te klimaty. I oni często razem piją. Jak raz z nimi coś tam sączyłem, to nawet odważyłem się