Sypiając z Hitlerem
Jakiekolwiek współczucie dla Adolfa Hitlera, lub choćby tylko jakakolwiek wyrozumiałośćwobec jego osoby, są zupełnie niedopuszczalne w dzisiejszym świecie, i bardzo dobrze, ale byłoby jeszcze lepiej, gdyby identycznie traktowano drugiego megaludobójcę tamtych czasów, Józefa Stalina, tymczasem panuje tu haniebna asymetryczność (brak, zwłaszcza na Zachodzie, odrazy wobec Stalina), zaś winowajcą tej krzyczącej niesprawiedliwości jest klasyczny salonowy relatywizm/faryzeizm.
Gdyby von Trier w zeszłym rokuwzdychał publicznie do Stalina, nie byłoby afery canneńskiej. Przypomnę tym Czytelnikom, którzy już zapomnieli: maj 2011, Cannes, prestiżowy festiwal filmu, gwiazdą reżyserską tego spędu sław Salon obwołuje swego pupila (m.in. postponującego Chrystusa filmem „Antychryst"), awangardowego duńskiego reżysera Larsa von Triera (Złota Palma 2000 roku; współautor głośnego modernistycznego manifestu Dogma '95). Konferencja prasowa gwiazdora, tłumy, i nagle, ku osłupieniu dziennikarzy i publiki, von Trier zaczyna ględzić ciepło o „Führerze" („Rozumiem Adolfa Hitlera", „On może nie jest kimś, kogo dałoby się nazwać dobrym człowiekiem, ale trochę mu współczuję", etc.). Uuups!—powszechny szok, Salon kuli się ze wstydu. Tytuły pierwszych stron gazet bębnią: „Von Trier wyraża sympatię wobec Hitlera!"; Rada Dyrektorów festiwalu ogłasza: „Z głębokim smutkiem stwierdzamy, że festiwal stał się dla Larsa von Triera forum do głoszenia komentarzy, których nie możemy akceptować i tolerować, bo są sprzeczne z ideami humanizmu. Potępiamy to stanowczo i ogłaszamy, że pan von Trier jest persona non grata na festiwalu, ze skutkiem natychmiastowym". Salon relegujący arcysalonowca — pyszne kuriozum!