Whitney Houston: pożegnanie na raty
Dwie piosenki na soundtracku filmu „Sparkle” dokumentują ostatnią, rozpaczliwą próbę powrotu gwiazdy na ekran i estradę
Przedwczesna śmierć Whitney Houston w lutym wstrząsnęła światem rozrywki. Jedna z najznakomitszych piosenkarek XX w. utonęła w hotelowej wannie w Los Angeles, w przededniu gali wręczania nagród Grammy. Wypadek był skutkiem uzależnienia gwiazdy od narkotyków. Wszyscy wiedzieli o tym od dawna. Już w 1999 r. Whitney podczas jedynego w Polsce koncertu w Operze Leśnej, otulona w szal i futro, śpiewała bez blasku. Wydawała się myśleć o czymś innym.
Nie był to chwilowy kryzys. Nałóg, dzielony z toksycznym mężem Bobbym Brownem (a w ostatnich miesiącach życia podobno także z córką, 18-letnią Bobbi Cristiną...), niszczył jej życie i karierę. Wszyscy pamiętali ją wciąż z czasów efektownego debiutu w połowie lat 80., z hitów w rodzaju „Where Do Broken Hearts Go", „I Wanna Dance with Somebody (Who Loves Me)" czy z filmu „Bodyguard" z 1992 r. Tymczasem potem było już tylko gorzej. Mimo rozwodu z Bobbym i kilku odwyków. Choć Whitney potrafiła wydawać dziennie na narkotyki kilka tysięcy dolarów i była strzępem człowieka, rozpaczliwie próbowała jeszcze coś zmienić.