Frukty dla partyjnej rodziny
Premier z gorliwego obrońcy dobrych obyczajów przedzierzgnął się nagle w utrwalacza złych praktyk
Premier Donald Tusk miał kiedyś dobre intencje. Powiedział, że celem jego rządów będzie między innymi przywrócenie w życiu publicznym dobrych obyczajów. I że wolałby nigdy władzy nie mieć, jeśli okazałoby się, że nie jest w stanie tego uczynić. Nie minęło wiele czasu, a pojawiła się szansa na realizację politycznych marzeń.
Po tym, jak rozwiązał się worek z informacjami o nepotyzmie, kolesiostwie, zatrudnianiu „swoich" w spółkach Skarbu Państwa, wydawało się, że to idealna sytuacja, by wkroczyć z impetem i pokazać, jak być powinno, czego w zdrowym państwie władza absolutnie nie może tolerować. Co – choć nie łamie prawa – jest dla państwa szkodliwe i hamuje jego rozwój. Dobre obyczaje wystawiły się same w oczekiwaniu na obronę.